Pan J. i pani B. byli współwłaścicielami Cyrku od lutego 2000 roku. Do przedstawień wybierali wioski i małe miasteczka. Poza artystami cyrkowymi zatrudniali oni pracowników technicznych. To właśnie Ci pracownicy wykonywali wszystkie prace, które miały na celu ustawienie namiotu cyrkowego. Takim pracownikiem technicznym był pan Jan – jego żona stała się naszą mocodawczynią.

 

W maju 2010 właściciele cyrku dotarli do małej miejscowości. Tu pan J. upatrzył sobie teren, na którym cyrk mógłby stanąć – rozpoczął więc poszukiwania właściciela terenu. Dotarł do wójta, jednak odesłano go do władz lokalnego Klubu Sportowego. Właściciel Klubu Sportowego nie wskazywał miejsca, gdzie miałby być ustawiony namiot cyrkowy. Jedyne zastrzeżenie z jego strony dotyczyło tego, aby namiot nie stał bezpośrednio na boisku ze względu na zaplanowany mecz młodzików. Mecz miał odbyć się w godzinach porannych, a przedstawienie w godzinach wieczornych. Sprzęt wraz z namiotem został przetransportowany z sąsiedniej miejscowości. Około 6 rano pracownicy otrzymali zadanie – zgodnie z poleceniem mieli najpierw flokować teren, gdzie namiot miał stanąć, a następnie rozłożyć namiot. Właściciel pojechał do sąsiedniej miejscowości po pozostały sprzęt.

 

Właścicielka cyrku natomiast, wraz z dwójką artystów, pojechała zapraszać przez megafon mieszkańców okolicznych miejscowości na przedstawienie, które miało odbyć się tego dnia w godzinach popołudniowych.

W tym samym czasie pracownicy, w tym i nasz pan Jan, oflokowali dookoła plac wskazany przez pracodawcę, a gdy ciągnikiem przyjechał kolejny pracownik Cyrku – przystąpili do podnoszenia masztów do góry. Do ciągnika były przymocowane dwie liny, a cztery do floków. Przy lewym maszcie stał jeden z pracowników, z którym umówiono się, że będzie informował „operatora” ciągnika o tym, do którego momentu ma podciągać liny. Na rękach miał gumowe rękawice, a na nogach gumowce. Nad miejscem, gdzie pracowali przebiegła linia wysokiego napięcia.

 

Dwóch pozostałych pracowników trzymało stalowe liny (w tym pan Jan). W pewnym momencie jedna z lin zasprężynowała i zahaczyła o przewody sieci elektroenergetycznej wysokiego napięcia. Rozległy się krzyki, kierujący ciągnikiem zatrzymał go, z kół ciągnika zeszło powietrze, a sam kierujący, jak zeznaje, poczuł uderzenie prądu.

Trzymający linę – pan W. i Jan zostali porażeni prądem i ponieśli śmierć na miejscu.

Kierujący ciągnikiem doznał lekkiego porażenia prądem elektrycznym w okolice obu dłoni, skutkującego obrzękiem palców, co zakwalifikowano jako naruszenie czynności narządów jego ciała na czas nie dłuższy niż siedem dni.

 

Do Votum zgłosiła się małżonka po zmarłym Janie. Zdarzenie nastąpiło w maju 2010r. Jan był zatrudniony na podstawie umowy o pracę zawartej zaledwie kilka dni przed rozpoczęciem prac – w wymiarze pół etatu do prac technicznych przy budowie i rozbudowie namiotu cyrkowego.

Okoliczności i przyczyny wypadku badał zespół powypadkowy w składzie inspektora BHP oraz współwłaścicielki Cyrku. Jako przyczynę wypadku zespół podał porażenie prądem oraz niezachowanie szczególnej ostrożności przez pracowników przy montażu namiotu cyrkowego. Zespół ten nie stwierdził po stronie pracodawcy nieprzestrzegania przepisów prawa pracy. W szczególności bhp. W dniu wypadku mżyło.

Było to pierwsze tego typu zadanie wykonywane przez nowych pracowników.

 

Sprawa została przyjęta już po wyroku sądu II instancji – w którym to przekazano sprawę do ponownego rozpoznania przez Sąd Rejonowy.

W sprawie postawiono zarzuty obu właścicielom cyrku oraz inspektorowi BHP. Wszyscy nie przyznawali się do zarzucanych im czynów. Właściciel cyrku wskazywał, iż wydane polecenie dotyczyło jedynie oflokowania terenu, nie polecał natomiast stawiać namiotu.

Fakty w sprawie bezsporne to takie, że w dniach poprzedzających dzień wypadku właściciel cyrku był w miejscowości późniejszego wypadku i to on wybrał miejsce i zadecydował gdzie na terenie obiektu sportowego ma stanąć namiot cyrkowy, że o godzinie 18 miało się odbyć przedstawienie cyrkowe.

 

Problem dotyczył kwestii ustawienia namiotu cyrkowego we właściwym bezpiecznym miejscu, i wykazaniu, że oskarżony wskazał to miejsce i polecił pracownikom ustawić namiot w tym konkretnym miejscu, podczas gdy sam opuścił boisko, a na miejscu nie było także współwłaścicielki, czy właściwa była procedura zatrudniania pracowników technicznych i szkoleń z tym związanych oraz czy właściwe były czynności powypadkowe mające na celu ustalenie przyczyn tragedii – ujęte w protokole bhp.

Trudność procedowania polegała na odmiennych zeznaniach świadków – jedni z nich wskazywali na wydanie polecenia przez właściciela cyrku co do rozstawiania namiotu, pozostali, że kazano im czekać i to pokrzywdzeni sami zadecydowali o rozkładaniu namiotu ze względu na zbliżający się deszcz. W sprawie wielokrotnie brali udziału biegli – opinia była z naszego punktu widzenia całkowicie korzystna – wskazano w niej nieprawidłowe miejsce wskazane do montażu namiotu – tuż pod linią wysokiego napięcia, brak nadzoru, brak szkoleń dla nowych pracowników, brak instrukcji montażu i demontażu namiotu, brak zgłoszenia o budowie właściwemu organowi.

 

Biegły był także szczegółowo przesłuchiwany na kilku rozprawach. Obrona oczywiście wnioskowała o wyłączenie biegłego od udziału w niniejszej sprawie z uwagi na to, jak uzasadniał, że wykracza on daleko poza sferę swojej roli procesowej i ma stronnicze podejście do sprawy. Biegły przy sporządzaniu opinii dokonał ponownych oględzin miejsca wypadku, sporządził także pomiary.

Nie wystąpiono o wyłączenie napięcia do właściwego Zakładu Energetycznego. Co nie ulegało wątpliwości – linia energetyczna była bardzo widoczna.

Linia obrony opierała się także na wykazaniu, iż właściciel cyrku wskazał zupełnie inne miejsce montażu. Kluczowe znaczenie miały jednak zeznania właściciela klubu piłkarskiego, który wskazał, że osobą wyznaczającą miejsce był właściciel cyrku, z którym o tym rozmawiał.

W toku postępowania karnego udało się wykazać winę oskarżonych, co skutkowało wydaniem przez Sąd I instancji wyroku skazującego wobec oskarżonych właścicieli cyrku. Prokurator próbował wykazać co prawda winę umyślną właściciela cyrku, czego sąd ostatecznie nie uwzględnił. Inspektora BHP uniewinniono w I instancji.

 

Na skutek apelacji obrońcy uniewinniono współwłaścicielkę cyrku, utrzymano jednak wyrok w mocy co do właściciela cyrku, który opuścił miejsce zdarzenia.

 

Sprawa karna zakończyła się w styczniu 2016 roku. Trwała prawie 6 lat.

 

 

Sprawa prowadzona przez Starszego Specjalistę ds. Prawnych Roksanę Bielejewską w pod kierownictwem adwokata Bartosza Koszów.